Krym – bez metadonu i hamburgerów

Konflikt na Ukrainie z każdym dniem się rozszerza. W tej prawie wojennej zawierusze niewiele kogo obchodzi los 800 uzależnionych, którzy zmuszeni są do zakończenia właśnie swoje leczenia metadonem i buprenorfiną. Zdecydowanie więcej się mówi o zamknięciu trzech restauracji McDonald’s na półwyspie.

Jak już informowaliśmy, po zajęciu Krymu władze rosyjskie natychmiast zapowiedziały zlikwidowanie programów substytucyjnych. Ten sposób leczenia nigdy nie zyskał w Rosji uznania. Mimo setek tysięcy zakażonych HIV w związku z używaniem narkotyków i coraz większej popularności, jaką cieszy się w Rosji produkowana domowymi sposobami dezomorfina (narkotyk lepiej znany pod nazwą „krokodyl”), narkolodzy i politycy wykazują w tej kwestii wyjątkowo twarde i niezmienne od wielu lat stanowisko. Nie przekonują ich też suche fakty – że na Ukrainie, prawdopodobnie dzięki wprowadzeniu programów redukcji szkód, udział uzależnionych w nowych zakażeniach HIV spadł o połowę w ciągu ostatniej dekady.

Krym jest teraz częścią Rosji z całym dobrodziejstwem jej inwentarza. Kilkuset pacjentów za chwilę pozostanie bez metadonu i buprenorfiny, którymi leczeni byli przez ostatnie lata. Rosjanie pozwolili tylko na wydawanie im leków ze zgromadzonych na miejscu zapasów. O następnych dostawach metadonu czy buprenorfiny do programów nie ma mowy, granica Krymu z Ukrainą jest pilnie strzeżona. Pacjenci są zerowani, a to zmusza ich do podjęcia decyzji co do dalszego leczenia. Rosyjscy narkolodzy polecają im leczenie drug free.

Jak poinformował mnie w telefonicznej rozmowie Slava Kushakov z International HIV/AIDS Alliance Ukraine „metadonowi” pacjenci z Krymu próbują na różne sposoby znajdować rozwiązania tej trudnej dla nich sytuacji. Część z nich, korzystając z pomocy znajomych i rodziny zamierza wyprowadzić się z Krymu i przenieść do tych miast ukraińskich, gdzie programy substytucyjne nadal działają. Inni próbują zorganizować coś na kształt shuttle busa, który dowoziłby pacjentów do programu w Hersonie. Tyle, że z Symferopola jest to ponad 250 km, z Sewastopola grubo ponad 300. Nie wspominając już odległych Kerczu czy Teodozji. Kushakov twierdzi, że przedstawiciele Global Fund próbują równocześnie namówić rosyjskie władze, ażeby przyznały Krymowi pewną autonomię w zakresie leczenia substytucyjnego, tak aby programy mogły dalej leczyć uzależnionych metadonem i buprenorfiną.

Na Ukrainie, podobnie jak w Polsce, w niemal każdym większym mieście istnieją programy leczenia substytucyjnego. Z tą różnicą, że ukraińskie finansowane są przez Global Fund (Fundusz globalny na rzecz zwalczania AIDS, gruźlicy i malarii) i uczestniczy w nich prawie 9 tysięcy osób.

Nieco lepiej może wyglądać przyszłość programów wymiany igieł i strzykawek, przyznaje Kushakov, wobec których władze rosyjskie są nieco bardziej wyrozumiałe. W samej Rosji działa ich przynajmniej kilka. Niechlubny i rzucający się w oczy wyjątek stanowi Moskwa, gdzie władze lokalne od lat sprzeciwiają się prowadzeniu wymiany sprzętu iniekcyjnego. Jest więc szansa, że uzależnieni na Krymie będą mieli przynajmniej dostęp do czystych strzykawek. A ma to ma ogromne znaczenie w związku z epidemią HIV wśród iniekcyjnych użytkowników narkotyków w tym rejonie, która teraz może nabrać tempa sprzed kilku lat. Tym bardziej, że jednym z możliwych następstw zamknięcia programów substytucyjnych będzie najprawdopodobniej wzrost zainteresowania domowej produkcji dezomorfiną. „Krokodyl” produkowany z leków zawierających kodeinę, syntetyzowany przy pomocy toksycznych dla zdrowia związków chemicznych (m.in. fosfor i benzyna) działa o wiele krócej niż heroina, co wiąże się z co najmniej podwojoną liczbą iniekcji w ciągu doby. A co za tym idzie – ze wzrostem ryzyka zakażeń chorobami przenoszonymi przez krew.

Grzegorz Wodowski