W Polsce nadal ściga się przede wszystkim konsumentów marihuany, a nie handlarzy narkotyków. A leczenie mamy – jak 35 lat temu – głównie przez izolację. To konkluzje z najnowszego raportu Rzecznika Praw Osób Uzależnionych. Rzecznik to instytucja społeczna powołana przez Polską Sieć Polityki Narkotykowej i stowarzyszenie osób uzależnionych JUMP ’93.
Wynika z niego, że Polska prowadzi anachroniczną, nieskuteczną politykę narkotykową nastawioną na represje, a nie na profilaktykę i redukcję szkód. To wbrew zaleceniom międzynarodowych organizacji zajmujących się tą problematyką.
Policja i prokuratura skupiają się ściganiu za posiadanie. Instytut Spraw Publicznych obliczył, że przed 2011 rokiem wydawano na to rocznie 80 mln złotych. Fachowcy od polityki uzależnień są zgodni, że najgroźniejsze skutki zdrowotne i społeczne wywołują alkohol, tytoń i crack. Tymczasem w Polsce najskuteczniej ściga się konsumentów marihuany.
Na 97 losowo wybranych osób, które zgłosiły się po pomoc do Rzecznika Praw Osób Uzależnionych, 81 zatrzymano za posiadanie marihuany, z czego 84 proc. miało do 3 gramów, a więc tyle, ile w ustawodawstwie czeskim dopuszcza się na własny użytek. Tylko pięć osób zatrzymano za posiadanie amfetaminy, a trzy – heroiny.
Byli to najczęściej studenci lub uczniowie szkół średnich (tylko osiem kobiet). Ich kłopoty zaczęły się od policyjnego nalotu w pobliże klubu lub w parku, w godzinach wieczornych. Rutynowo są zatrzymywani, wiezieni na komendę, gdzie spędzają od kilu do 48 godzin. Potem policjant w porozumieniu z prokuratorem proponuje im dobrowolne poddanie się każe. Najczęściej jest to kara więzienia sześciu-ośmiu miesięcy z warunkowym zawieszeniem na dwa-cztery lata. Do tego grzywna i dozór kuratora – a więc propozycja nieszczególnie ugodowa. Ponad połowa się na to godzi, bo nie znają prawa i nie wiedzą, że jest możliwość umorzenia postępowania w przypadku, gdy ktoś ma przy sobie nieznaczną ilość środka przeznaczoną na własny użytek, a karanie go byłoby niecelowe.
To prawo (art. 62a ustawy o przeciwdziałaniu narkomanii) weszło w życie w grudniu 2011 roku. Prokuratorzy zastosowali je tylko w 11 proc. przypadków zbadanych do celów raportu (z danych prokuratury wynika, że do czerwca tego roku zastosowano je w 1,3tys. przypadków).
Prokuratorzy nie korzystali też z innego przepisu wprowadzonego w 2011r.: zbadania, czy posiadacz narkotyku jest uzależniony, a w związku z tym potrzebuje specjalistycznej pomocy. Tymczasem ten przepis miał zracjonalizować postępowanie: żeby do aresztów i więzień nie wsadzać ludzi tylko za to, że są uzależnieni, więc noszą przy sobie działkę narkotyku.
Autorka raportu Agnieszka Sienawska pisze, że nowe przepisy, które miały sprawić, że polityka ścigania przestępczości narkotykowej stanie się bardziej racjonalna, nie działają tak, jak powinny, a policjantami i prokuratorami kierują stare przyzwyczajenia. Postuluje więc, żeby prokurator generalny wydał w tej sprawie wytyczne dla prokuratorów.
Z raportu wynika, że w 16 proc. badanych przypadków sprawę o posiadanie nieznacznej ilości narkotyku umorzyły – stosując art. 62a – sądy. Dalszych 32 proc. skończyło się umorzeniem warunkowym – na okres próby jednego-dwóch lat. Orzeczono też w nich nawiązkę od 500 do 800 złotych, dozór kuratora i pokrycie kosztów postępowania. 27 proc. spraw sąd umorzył bezwarunkowo.
Kiedy się zsumuje wszystkie te rodzaje umorzeń, wynika, że dotyczą 86 proc. spraw zbadanych do celu raportu. Ale część umorzeń i tak powoduje wpis do rejestru skazanych, a to dla tych, w większości bardzo młodych ludzi oznacza jeszcze większe kłopoty ze znalezieniem pracy. Poza tym coś, co system mógł załatwić od ręki, praktycznie bezkosztowo (dzięki art. 62a), zostało wpuszczone w wielomiesięczny, kosztowny i powodujący stygmatyzację tryb prokuratorsko-sądowy.
Pozostali klienci rzecznika dostali wyroki w zawieszeniu. To znaczy, że w razie recydywy trafią do więzienia – najczęściej za posiadanie jednego skręta. W dwóch sprawach rzecznikowi udało się wywalczyć skierowanie do programu leczniczego zamiast do więzienia.
Jednym ze skutków represyjnej polityki narkotykowej jest popyt na dopalacze, czyli preparaty o niestandardowym składzie, których zażycie może być znacznie groźniejsze dla zdrowia. Mimo surowych przepisów antydopalaczowych nadal można je swobodnie kupić, m.in. w internecie.
Raport zaleca przyjęcie w Polsce podejścia szwajcarskiego opartego na czterech filarach: *redukcji szkód; *działań wymiaru sprawiedliwości; *leczenia, w tym leczenia substancjami zastępującymi narkotyk, i *profilaktyki. Postuluje też legalizację marihuany do celów leczniczych. A także dookreślenie, co znaczy “nieznaczna ilość” narkotyku na własny użytek, co może ułatwić decyzje o umarzaniu takich przypadków.
Druga część raportu, autorstwa Jacka Charmasta, dotyczy leczenia. Oparte jest ono na modelu z końca lat 70.: odtrucie w szpitalu i zamknięty ośrodek. Mimo że dzisiejszy obraz narkomanii – rozmaitość substancji, uzależnienie od wielu środków – to coś zupełnie innego niż narkomania “kompotowa” (polska heroina uzyskiwana domowym sposobem z suszu makowego) sprzed 35 lat. I mimo że zmieniły się poglądy lekarzy i terapeutów na skuteczność metod leczenia. Dziś przyznaje się, że dla wielu uzależnionych nie nadaje się model wymuszonej izolacją abstynencji. Nie są w stanie wytrzymać w ośrodku (do końca cyklu leczenia w MONAR-ze wytrzymuje 13 proc. pacjentów), a jeśli wytrzymają – wracają do nałogu po wyjściu, bo nie nauczyli się radzić sobie na wolności (73 proc. pacjentów polskich ośrodków leczy się w nich kolejny raz).
Niektórzy są po prostu tak głęboko uzależnieni, że wyleczenie nie jest możliwe. Dla nich są programy substytucyjne, czyli rozdawanie środków zastępujących narkotyk. To pozwala im funkcjonować w rodzinie, podjąć pracę. Można to porównać do terapii insulinowej dla cukrzyków: nie leczy choroby, ale pozwala w miarę normalnie żyć.
Tymczasem w Polsce ponad 60 proc. środków z NFZ idzie na leczenie w zamkniętych ośrodkach. W sześciu województwach jest to 80 proc., a w trzech – aż 90 proc. To sprawia, że co trzeci europejski narkoman leczony w zamkniętym ośrodku to Polak, bo model europejski to przede wszystkim leczenie ambulatoryjne, praca psychologiczna i wsparcie społeczne narkomana i jego rodziny. A więc nauka radzenia sobie z nałogiem w realnym życiu. Z Europejskiego Raportu Narkotykowego za 2012 rok wynika, że w Europie ambulatoryjnie leczy się 400 tys. osób, a w ośrodkach – 50 tys. (z tego w samej Polsce – 14 tys.).
“W Polsce wykorzystuje się społeczna narkofobię do podtrzymywania modelu długoterminowej izolacji” – czytamy w raporcie. To efekt lobbingu ośrodków (powstałych w latach 80. i 90.), które by funkcjonować, potrzebują pacjentów. Poradnie i punkty konsultacyjne, do których trafia uzależniony, najczęściej służą zakwalifikowaniu do zamkniętego ośrodka.Pobyt w ośrodku trwa od roku do dwóch lat. Na 77 ośrodków w Polsce 41 ma program dłuższy niż rok, a 21 – dwa lata. NFZ kontraktuje programy przewidujące dwuletni pobyt, mimo, że Krajowe Biuro Przeciwdziałania Narkomanii uznało, że pobyt powyżej roku nie ma sensu. NFZ tłumaczy się, że skoro nie ma opieki poośrodkowej – głównie chodzi o hostele, w których pacjenci wracają do normalnego życia – to lepiej, żeby dłużej siedzieli w ośrodkach. Tylko hosteli nie ma, bo NFZ daje na nie za mało pieniędzy. W 2012 roku na leczenie ambulatoryjne przeznaczył 16,3 mln zł, na stacjonarne – 62,4 mln, na leczenie substytucyjne (zamiennik narkotyku) blisko 19 mln, a na rehabilitację (głównie hostele) 2,3 mln zł.
Politykę leczenia narkomanii prowadzą samorządy wojewódzkie. Dlatego zupełnie inna jest w woj. podkarpackim, gdzie na leczenie ambulatoryjne przeznacza się 48 proc. środków, na stacjonarne – 52 proc. i zero na substytucję, a inna w zachodniopomorskim: ambulatoryjne – 3,1 proc., ośrodkowe – 89,6 proc. i 7,2 proc. na substytucję. Więc chociaż zalecenia “Krajowego programu przeciwdziałania narkomanii 2011-16” mówią o zwiększeniu nakładów na lecznictwo ambulatoryjne, w 2012 r. zmniejszono je w czterech województwach na korzyść ośrodków zamkniętych.
Raport stwierdza, że polski model leczenia narkomanii jest jednostronny, a przez to narusza prawa pacjenta, który nie może dostać pomocy dostosowanej do jego potrzeb i wymogów wiedzy fachowej. System preferuje głęboko uzależnionych, a nie dostarcza pomocy młodym ludziom, którzy dopiero zaczynają eksperymentować.
Zalecenia raportu: *zamrożenie nakładów na ośrodki i skrócenie czasu leczenia w nich; *podwojenie nakładów na lecznictwo ambulatoryjne; *każda placówka ambulatoryjna powinna prowadzić też terapię substytucyjną; * hostele powinny powstawać tylko w dużych miastach, gdzie jest nauka i rynek pracy. Źródłó >>