MEDYCZNA MARIHUANA POMAGA CHORYM – ALE NIE W POLSCE
W wielu krajach na świecie z powodzeniem stosuje się medyczną marihuanę. Z powodzeniem wykorzystywana jest ona m.in. w leczeniu stwardnienia rozsianego.
W Polsce niestety nadal brak jest możliwości medycznego stosowania konopi, przez co naruszane są prawa pacjenta do skutecznego i dostępnego leczenia. W efekcie, aż 7 osób, które posiadały cannabis w celach medycznych, mimo uzasadnionego celu posiadania (leczenie przewlekłej choroby) stało się „klientami” wymiaru sprawiedliwości i trafiło do Biura Rzecznika Praw Osób Uzależnionych.
NA CO POMAGA MARIHUANA?
Badania naukowe dowodzą, że marihuana jest skutecznym lekiem redukującym mdłości towarzyszące chemioterapii, stymuluje apetyt, hamuje postępowanie jaskry, a także redukuje spastyczność mięśni u pacjentów cierpiących na zaburzenia neurologiczne. Kanabinoidy mają medyczne zastosowania, głównie uśmierzają przewlekłe bóle, przy czym nie wywołują tak silnych jak chemiczne leki, efektów ubocznych dla zdrowia. Na świecie powszechnie stosuje się je w leczeniu. Tabletki zawierające syntetyczne THC są dostępne na receptę w większości krajów europejskich i w USA (obecnie programy medyczne Cannabis prowadzą Holandia, Niemcy, Czechy, Kanada, niektóre stany USA i Izrael, gdzie powstał komitet do spraw regulacji rynku medycyny). W krajach Unii Europejskiej do obrotu farmaceutycznego dopuszczone zostały też preparaty oparte na aktywnych składnikach ziela konopi (np. Sativex) bądź susz z konopi jako lek (np. Bedrocan), które zalicza się do grup niskiego ryzyka uzależnienia i sprzedaje na receptę.
MEDYCZNA MARIHUANA A PRAWO POLSKIE
W Polsce jednak osoby chore, używające marihuany jako leku, narażają się na odpowiedzialność karną. Marihuana jako substancja nielegalna została bowiem umieszczona w 2 załącznikach do Ustawy o przeciwdziałaniu narkomanii:
· w tabeli IV-N, stanowiącej załącznik do Ustawy, co przesądziło o niemożliwości medycznych zastosowań tych środków.
- W tabeli IV-N znajdują się bowiem substancje, co do których stosowana jest kontrola zaostrzona i mogą być stosowane wyłącznie w celu prowadzenia badań oraz w lecznictwie zwierząt.
- W tabeli I-N, gdzie znajdują się środki odurzające, które mogą być używane wyłącznie w celach medycznych, przemysłowych lub prowadzenia badań. Wydawało się, że zachodzi tu logiczna sprzeczność – pierwszy załącznik wyklucza zastosowanie marihuany w medycynie, zaś drugi taką możliwość dopuszcza. Wątpliwości interpretacyjne rozwiewa jednak odpowiedź Ministerstwa Zdrowia na interpelację poselską w sprawie niedozwolonego używania cannabis w celach medycznych. Zdaniem Ministerstwa, umieszczenie konopi ziela innych niż włókniste w obydwu grupach nie oznacza, że cannbis nie może być użyte w medycynie, ale że podlega reżimom obu grup – grupy IV-N i grupy I-N.
JAK ZALEGALIZOWAĆ MEDYCZNĄ MARIHUANĘ?
Istnieje kilka sposobów na zalegalizowanie używania cannabis jako leku.
Jednym z nich jest możliwość legalnego sprowadzenia produktu leczniczego do Polski w ramach tzw. importu docelowego, po uprzednim spełnieniu trzech warunków postawionych przez Ministerstwo Zdrowia: po pierwsze, lek powinien ratować zdrowie pacjenta, po drugie powinien być dopuszczony do obrotu w kraju, z którego jest sprowadzany, po trzecie lekarz prowadzący musi złożyć zamówienie, które potwierdzi konsultant z danej dziedziny medycyny. Taką zgodę na indywidualną terapię wydaje za każdym razem Ministerstwo Zdrowia, proces ten jest długi, a terapia staje się bardzo kosztowna.
Drugim sposobem wprowadzenia medycznej marihuany może być wykorzystanie kontratypu eksperymentu poznawczego określonego w art. 27 k.k., w ramach programu pilotażowego zakładającego uprawianie konopi indyjskich na potrzeby medyczne w zamkniętej społeczności. Art. 27 § 1. Kodeksu Karnego stanowi, iż nie popełnia przestępstwa, kto działa w celu przeprowadzenia eksperymentu poznawczego, medycznego, technicznego lub ekonomicznego, jeżeli spodziewana korzyść ma istotne znaczenie poznawcze, medyczne lub gospodarcze, a oczekiwanie jej osiągnięcia, celowość oraz sposób przeprowadzenia eksperymentu są zasadne w świetle aktualnego stanu wiedzy.
Najskuteczniejsze wydaje się jednak trzecie, systemowe rozwiązanie polegające na umieszczeniu cannabis na liście leków (wszczęcie procedury rejestracji środka jako produktu leczniczego) i wykreślenie z listy IV-N, co wymaga zmiany Ustawy o przeciwdziałaniu narkomanii i prawa farmaceutycznego. Warte rozważenia wydaje się także dopuszczenie możliwości kontrolowanej uprawy na cele medyczne.
PIERWSZA JASKÓŁKA WIOSNY NIE CZYNI?
W grudniu 2012 roku Urząd Rejestracji Produktów Leczniczych, Wyrobów Medycznych i Produktów Biobójczych wydał decyzję o dopuszczeniu do obrotu produktu leczniczego Sativex, zawierającego Delta-9-tetrahydrocannabinolum oraz Cannabidiolum. Jest to pierwszy tego typu lek dopuszczony do obrotu w Polsce na podstawie europejskiej procedury tzw. wzajemnego uznawania, stanowiącej, że lekarstwo przyjęte do obrotu w jednym kraju Unii Europejskiej może zostać wprowadzone także w innym kraju UE bez dodatkowych badań. Podobnie jak inne leki zawierające środki odurzające lub substancje psychotropowe, Sativex będzie wydawany z przepisu lekarza na tzw. różową receptę. Są one używane w przypadku leków, co do których zachodzi prawdopodobieństwo niewłaściwego stosowania, prowadzącego do nadużywania, uzależnienia lub stosowania w nielegalnych celach. Recepty takie wymagane są w przypadku przepisania przez lekarza np. morfiny czy fentanylu.
Jednak decyzja Urzędu Rejestracji Produktów Leczniczych, Wyrobów Medycznych i Produktów Biobójczych stanowi odstępstwo od ogólnej polityki państwa prowadzonej w zakresie nielegalnych substancji psychoaktywnych. Losy medycznego użycia rośliny, którą można wyhodować we własnym zakresie została przekazana w ręce biznesu farmakologicznego i powodzenie jej zastosowania spoczywa na w rękach polskich lekarzy, którzy mogą mieć opory przez zapisywaniem pacjentom leku w postaci „narkotyku”, o którym jednak w Polsce nie mówi się w kontekście medycznych zastosowań.
Do programu Rzecznika zgłosił się pacjent medycznej marihuany, który napisał list skłaniający do refleksji nad możliwością wprowadzenia bardziej kompleksowych rozwiązań w zakresie zmian legislacyjnych, by, po pierwsze, w pełni wykorzystać potencjał leczniczy marihuany, a po drugie, nie pozostawiać tej kwestii w rękach koncernów farmaceutycznych, i dopuścić możliwość hodowli na własne potrzeby medyczne.
Choroba strasznie męcząca – praktycznie wykluczająca z normalnego funkcjonowania w środowisku. Uniemożliwia wychodzenie z domu, uniemożliwia pracowanie na etat, uniemożliwia podróże, do tego dla większości ludzi wstydliwa – bo nie każdy potrafi powiedzieć że biega 10-30 razy dziennie do toalety. Choroba Leśniowskiego-Crohna. Nieuleczalna, z kretyńskimi kryteriami kwalifikacji do leczenia biologicznego. Najczęściej leczona w Polsce sterydami – kortyzolem, który wzmaga agresję, nerwowość oraz osłabia odporność ogólną organizmu. W którymś momencie lekarz powiedział półgębkiem, lekko zawstydzony “marihuana może pomóc, ale ja nic nie mówiłem”. No to w trakcie ataków choroby pojechałem parę razy z Mamą za granicę polsko-czeską, zapaliłem i wracaliśmy do domu, żeby nie łamać naszego prawa, ale żeby móc ulżyć sobie w chorobie i nie truć się aż tak bardzo. Przy paleniu w trakcie ataków choroby wracał apetyt, a ilość tabletek mogłem spokojnie zredukować o ok. 30% – mniej “rozwalam” swój układ odpornościowy, mniej szkodzę wątrobie itd.
Choruję od 6 lat, rok w trakcie prawie każdego ataku starałem się sobie pomagać przy pomocy wyjazdów do Czech i palenia, dawało to całkiem dobre efekty, ale poszczęściło mi się, zakwalifikowałem się do leczenia biologicznego. Miało być pięknie, a wyszło jak zwykle – super że wszystkie objawy praktycznie zniknęły – zamiast 30 wizyt w toalecie zostały z 3. Ale za to pojawiły się ataki wymiotów – tak przez 12-16 godzin co 20-30 minut – niezależnie od tego, co się zjadło. Jak się niczego nie wypiło, to tylko męczył paskudny odruch wymiotny. I znowu ta sama rada – zapal, powinno pomóc. Pomagało.
Jak widać, w moim przypadku marihuana nie leczy choroby, ale pozwala
1) zredukować chemię, która rozwala cały organizm (sterydy),
2) zniwelować skutki uboczne leczenia, których brak powoduje, że czuję się zdrowy.
Trudno jest pojechać gdzieś na zakupy mając biegunkę, prawda? Pomyślcie, że macie biegunkę non stop przez 6 lat. I wyobraźcie sobie, że wszyscy wmawiają Wam że marihuana to zło – a w Waszym przypadku po prostu pomaga. Dlaczego prawo zabrania czegoś, co leczy? Dlaczego przez takie, a nie inne przepisy muszę się męczyć? Chciałbym mieć legalnie w domu swoją doniczkę, żeby nie musieć jeździć co atak choroby do Czech, albo żeby nie trzeba było spotykać się z jakimiś szemranymi typami w ciemnych bramach. Oczywiście, mogę zwiększyć dawki leków i efekt dla mojego Crohna będzie taki sam – ale moja choroba okazuje się sterydozależna, a nie można być na sterydach non stop.
Jakim prawem ktoś decyduje za mnie i każe mi się truć 30-40 tabletkami dziennie zamiast np. 15 tabletkami + 1 jointem? Co robi większe szkody w organizmie?